piątek, 14 grudnia 2018

Desert Coffee


Slab City, Kalifornia, dzikie miasteczko na pustyni, taki nieduży pustynny slumsik amerykański, przyczepy, zdezelowane campery, upał. Minimum socjalne, w zasadzie święty spokój, chyba, że wpadną amfetaminiarze i zabalują, ale to rzadkość. Wystarczająco daleko od miasta i wystarczająco biednie, żeby nikt od nich nic nie chciał. Cały przedział wiekowy, kobiety, mężczyźni, dużo szczęśliwych psów, one faktycznie mają tam wolność, biegają stadami, kumplują się ze swoimi ludźmi. Jest gorąco, leniwie, dzień zaczyna się od kawy serwowanej przez Roba. Kawiarnia działa od 7 do 10 lub 11, „gdybym był otwarty przez cały dzień wypiliby mi całą kawę”. Zasady u Roba są jasne, nie wolno używać twardych narkotyków i alkoholu, jointy ok :) Miasteczko ma nawet własną scenę i dancefloor. Muchy, dużo much, dużo śmieci. Dużo haseł o wolności, o tym, że tylko w Slab City ona się ostała. Są ludzkimi zrzutami z różnych miejsc, z różnych historii. Znaleźli swój kawałek dachu nad głową i zbudowali tam swoje szczęście.

Delikatny film, spokojny, słoneczny, uroczy, niewpierdalający się.

Skojarzenia filmowe: Bagdad Cafe, Above and Below



Tytuł oryginalny: Desert Coffee
Reżyseria: Mikael Lypiński
Polska, 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz