piątek, 19 października 2018

Mężczyzna, który ukradł Banksego [WFF]


Banksy maluje w Palestynie kilka prac, między innymi żołnierza, który sprawdza osiołkowi dokumenty. Wokół tej pracy powstaje oburzenie, że osiołek to Palestyńczycy i istnieje zagrożenie, że ktoś pracę zamaluje. Wtedy pojawia się cwaniaczek i postanawia ją ukraść, czyli wyciąć kawałek ściany. Osiołek i żołnierz rozmiarów naturalnych, więc jest to niezły kawałek betonu, a konkretnie 4 tony! :)

Cały film jest dywagacją na temat czy wolno i czy powinno się zabierać ulicom street art, do kogo należy sztuka ulicy etc. Ciekawe, za długie, mielenie w kółko tego samego, że wolno, bo, albo, że nie wolno bo.

Bardzo ładne wizualnie, trochę palestyńskiego rapu, też miło. I moja absolutnie ulubiona postać kolekcjonera sztuki, który robi wykład z tego co jest coś warte i że jak jakaś sztuka jest ładna, to to po prostu nie jest sztuka. I oprowadza nas po ulicy, gdzie po jednej stronie murale robione na zamówieniem z wplecioną kopią Banksego i komentuje: „tutaj widać jak posiadanie pieniędzy nie gwarantuje dobrego gustu”, a potem przechodzi na drugą stronę, gdzie jest śmietnik ulicznych tagów i mówi „i to jest żywe i tu jest sztuka” I w zasadzie to jest w filmie najładniejsze i wcale nie żałuję, że spojlerowałam bo obejrzeć i tak można :)

Jest też ciekawa akcja protestu Blue, który nie chce żeby jego prace były sprzedawane, tego nie będę spojlerować :)



Włochy, Wielka Brytania, 2018
Tytuł oryginalny: The Man Who Stole Banksy
Reżyseria: Marco Proserpio
Obejrzany na Warszawskim Festiwalu Filmowym 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz