Szpital psychiatryczny w Chinach. W zasadzie więzienie, tylko mieszkańcy codziennie dostają pigułki lub zastrzyki na uspokojenie, bo jedyne co się z nimi robi to przechowuje w tym miejscu. Mają kilkuosobowe cele i korytarz, który jest na powietrzu, więc poza zejściem do stołówki nie zmieniają przestrzeni w której funkcjonują. Myją się pod kranikiem na korytarzu. Sikają do misek, albo na podłogę, albo na ścianę, jak im tam fantazja podpowiada. Lekarze pilnują tylko, żeby nie niszczyli sprzętów i nie hałasowali zbytnio. I tyle. Spędzają tam lata, niektórzy nawet 20. Są tam z różnych powodów: załamanie nerwowe, brak komunikacji, czyli np niemowa, agresja, awantury uliczne, narkotyki, ale też morderstwa. Wysyłają ich tam rodziny, ale też sądy i policja. I oni tam sobie są po prostu, szwendają się, kiwają, układają równo kołderkę, przytulają, śmieją się, awanturują.
Kolejny wstrząsający obraz Wang Binga o tym jak bardzo nie liczy się człowiek w drugiej po USA potędze gospodarczej.
Oglądać, koniecznie, co z tego, że 4 godziny, oglądać trzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz