Rybak, Tajlandia, w mrocznym, tajemniczym lesie znajduje ciało, które jeszcze oddycha, przywleka je do domu, opatruje rany, podaje kroplówkę (ładna scena:), karmi, wszystko odbywa się w milczeniu lub monologu rybaka, ciało ma się coraz lepiej, ale nie mówi. Rybak nadaje mu imię i żyją sobie we dwóch. Potem Rybak znika i ciało zaczyna żyć jego życiem.
Film upamiętnia uchodźców Rohingya, którzy zginęli w morzu lub zostali wymordowani. ONZ uznał ich za jedną z najbardziej prześladowanych nacji na świecie.
Niewątpliwie grób zbiorowy z którego Rybak wygrzebał ciało jest pięknym obrazkiem, życie obu mężczyzn odrobinę przypominało mi Tsai Ming Lianga, ale już dyskotekowa kula powtarzająca się jako element magii i diabli wiedza czego drażniła moje zmysły. Moje wrażenia są so so.
Jest zdecydowanie nowo horyzontowo, i znowu to we Wrocławiu film lepiej by się odnalazł, w Wenecji podobał się bardzo.
Tajlandia, Chiny, Francja 2018
Tytuł oryginalny: Kraben rāhu/ Manta Ray
Reżyseria: Phuttiphong Aroonpheng
Obejrzany na Warszawskim Festiwalu Filmowym 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz